sobota, 22 września 2012

2012 Wrzesień - Kamienica


W dniach 14-16 września 2012 popłynęliśmy rzeką Kamienicą koło Bytowa. Skład: 5 Osób = 5 kajaków.

Plan mieliśmy taki, aby spod Tuchomie zacząć - a w Gałęźnej Małej zakończyć. Nie do końca nam się to udało.

14 wrzesień.

   Start, a właściwie pobudka do transportu kajaków była koło 8 rano. Miejsce w Swornychgaciach, gdzieśmy w nocy przyjechali (stanica wodna przy Wypożyczalni kajaków) - bardzo urokliwe, a dodatkowo rześkie.


Co sympatyczne, Właściciel - skoro braliśmy u niego kajaki - już nam  takimi drobiazgami jak koszta biwaku i parkingu auta głowy nie zawracał.
Kawałek drogi ze Swornychgaci (lokalna nazwa: "Sworów") do Tuchomi jest, mimo że Ktoś już w tym roku tam płynął to dojazd i start z rzeki nie był taki oczywisty. Dokłada się do zamieszania sama rzeka, bowiem kilka razy zawraca w samej wsi Tuchomie. Nam się udało trafić tak jak chcieliśmy - na wypływ rzeki ze wsi.
   Na mapie 1:100 000 droga wygląda jak "w zaniku", a rzeczywistości dojazd łatwy i ustronny.


  Sam start na rzekę był spokojny, w ustronnym miejscu obok polnego boiska:



natomiast rzeka na początku była "łąkowa" i w okolicy pagórkowatej:



po pojedynczych kilometrach łąk i szuwarów, brzeg zaczął się robić zalesiony, a rzeka coraz ciekawsza:



luz pełen kontemplacji - ustąpił z przyczyn obiektywnych. Co ciekawe rzeka już z zalesionymi brzegami na mapie jest zaznaczona na tym fragmencie jako odcinek łąkowy.  Głębokość rzeki trochę powyżej kolan. Zaczęły pojawiać się bystrza z dużymi kamieniami - warto było "czytać nurt", bo wtedy omijało się płycizny i zatrzymania na kamieniach. Zupełnie niezależnie, wszystkim przypomniało się jak nazywa się rzeka...
   Rzeka, choć zaczęła pokazywać pazur, nie cały czas była ostra, były chwile spokoju, zwłaszcza przed przed przeszkodami.

   Pojawiały się jeszcze jakieś polany, ale lasu  było coraz więcej, ilość przeszkód na 1km - ustabilizowała się, zrobiło się urokliwie, a nawet dziko (poniżej sowa, ale widzieliśmy/słyszeliśmy też Osobników na rykowisku):


Wstępny plan był taki, że dopłyniemy do betonowego mostku, już w puszczańskim odcinku. Niemniej zmęczenie dnia dojazdowego oraz kapryśna pogoda, uelastyczniły nasze plany (no po prawdzie to trochę wody każdy już złapał do kajaka) - jeszcze przed mostem pojawiła się śródleśna polana. W sam raz dla nas,


no to zostaliśmy, deszcz był (zwłaszcza rano), ambona była, nawet dwie, na zboczu pod sosnowym lasem w miarę sucho. Po prostu świetnie. Jak by była ładna pogoda - to by tak dobrze nie było. Klimatyczne miejsce.



I tak nam upłynął wieczór i poranek dzień drugi.

15 wrzesień

   Z samego rana na przemian kapuśniaczek lub mocny deszcz, dopiero koło 12 zaczęło się przejaśniać. Wspólna decyzja: płyniemy dalej, choćby kawałek, zawsze do przodu. Jednak zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że dopłynięcie w niedzielę do Gałąźniej jest nierealne - a realne będzie zakończenie w Kamieńcu na moście drogowym (to ok 2/3 zaplanowanej trasy). Nic nas nie goni, nic nie udowadniamy - po prostu płyniemy.



Most betonowy był ok. 1 km za biwakiem  - lecz poza nim, cywilizacji żadnej nie było. Ilość przeszkód na rzece nie zmniejszyła się, ale też specjalnie trudniej nie było, na pewno nadal było ciekawie.



Ponieważ wypłynęliśmy dość poźno (znacznie po 12), to długo nie płynęliśmy, po 16 zaczęliśmy szukać miejsca na namioty, aha: pojawiły się grzyby widziane wprost z kajaka...


Po lewej stronie, zresztą zgodnie z mapą, pojawiła się polana długo ciągnąca się przy rzece, ale szeroka na kilkadziesiąt metrów. Teren ogólnie mocno pagórkowaty. Ogólnie właśnie podczas tego szukania noclegu,  zrobiło się nagromadzenie atrakcji, bo dodatkowo na rzece zrobiło się mocno "górzyście", sporo kamieni, niekończące się bystrze i niemało zakrętów. Aż żal wychodzić na brzeg.
   Jednak na brzegu zrobiło się równie ciekawie, teren mocno pofałdowany, przy końcu polany był jakiś rów (potem dowiedzieliśmy się że to dawno temu był rów do nawadniania łąk poniżej) - no i była ambona...


Naprawdę było tam trochę wzniesień, kajaki trzeba było podciągnąć do góry, jednak kajaki 1-osobowe przy wyciąganiu i przenoszeniu wykazują wiele zalet, słowem: nie było to zbyt męczące.
A miejsce! Powyższe zdjęcia nie do końca oddają  jak tam wyglądało, może ten filmik/panorama bardziej:


Jedyna wada to brak płynnych środków utrwalających, co było paradoksalnie połączone z zaletą - ok. 5km do najbliższego sklepu.

16 wrzesień

Ostatni dzień spływu, z rana znowu trochę polało, ale mniej niż w dzień poprzedni. Poza tym i tak musieliśmy płynąć, bo jedyne pewne miejsce odbioru kajaków to most drogowy w Kamieńcu.

Z początku mieliśmy dokończenie rwącego bystrza, a po ok. 1 km pojawiło się rozwidlenie na rzekę i kanał do elektrowni (~1,5km), a spotkany Grzybiarz podpowiedział, aby płynąć tym wąskim kanałem - do samej elektrowni. Rzeczywiście większość wody przejmował kanał, a rzeka była b. płytka.


Elektrownia była mała, no i jak sama rzeka, dość ustronna. Przy elektrowni dom Obsługi -to jedyne zabudowanie.

A potem rzeka KAMIENICA zrobiła się ostra. Przeszkody w postaci zwalonych drzew z jednoczesnym dociskaniem nurtu, bystrza z kamieniami, a nurt jakby mocniejszy od dotychczasowego. Praktycznie nie dało się robić zdjęć, bo ważniejsze było utrzymanie się w kajaku, głową do góry. No jakieś zdjęcia były...



lecz najlepiej byłoby mieć Umyślnego, co robiłby zdjęcia z brzegu lub stojąc w wodzie.

Tego ostrego odcinka było z 3 km (i jakieś 2h czasu), po drodze mija się wiadukt kolejowy i tuż przed mostem w Kamieńcu napotyka się pstrągarnie, gdzie trzeba skręcić w kanał odpływowy w lewo. Te 400m kanału to chyba jedyny słabszy napotkany fragment Kamienicy.

No i tak osiągnęliśmy most w Kamieńcu. Potem już tylko czekanie na transport powrotny.


Zdecydowanie warto było. W przyszłym roku też ...

© WG 2012 + ©foto: KR,DZ,WG 



czwartek, 19 lipca 2012

Pliszka 2012 - 13-16 lipiec - rodzinnie!


W dniach 13-16 lipca 2012 byliśmy na rodzinnym Spływie kajakowym. Skład się odrobinę odchudził - z przyczyn obiektywnych (Krzyśka z synem brak). Popłynęły  trzy Rodziny w niepełnych składach. Na zdjęciu skład wyglądał tak (od lewej:Leonard, tato Dawid, Stasio i mama Kasia, Iza i Marek, "fotograf" Wojtek)


Startowaliśmy z Drzewiec, osady przy mostku. Od razu mocny akcent - przenoska, ale woda miała już przyzwoity poziom (tj. nie trzeba ciągać kajaków za sobą ).

1 dzień spływu to niedługi odcinek - dopłynięcie do wielkiej bagiennej łąki, rzeka jest spokojna i odludna:

po ok. 2 godzinach (pewnie można szybciej, ale po co) dopływa się do rozległej podbagnionej łąki, po której rzeka sobie meandruje, widoki także rozleglejsze i podmokłe:

... a potem jest biwak (a właściwie Biwak z uwagi na oferowane, ale ukryte, atrakcje):

...ach... chociażby dla tego fragmentu warto przyjechać na Pliszkę!

Deszcz był, ale nie przeszkadzał, padał jak byliśmy rozbici w namiotach. Poza tym mieliśmy płachtę 3m x 3m z brezentu, proste ale wybitnie użyteczne - deszcz ujarzmiony podczas przygotowania posiłków lub siedzenia  przy ognisku (zdjęcie poniżej przy II noclegu).

Następny dzień to też nie wyczyn, odcinek do ustronnego jeziora  Ratno, odcinek prosty z pojedyńczymi przeszkodami, najuciążliwsza była przenóska we wsi Pliszka:


ale Juniorowi się nawet to uśmiechało:
a samo jezioro Ratno otoczone lasem, żadnych zabudowań, jedyne ryzyko: na ładnym podwyższeniu idealnym na biwak II mogą już być Inni. Na szczęście teraz nikogo nie było:



(byli Tacy co ten drugi biwak stawiali ponad pierwszy - że piękniejszy)

Po rozbiciu namiotów solidnie popadał deszcz, ale była płachta i wszystko jasne:

Następny dzień to najdłuższy odcinek do spłynięcia.

Dość szybko dopłynęliśmy do końca jeziora Ratno:
a stamtąd było 30 minut do małego mostku , tuż przed jeziorem Gądkowskim - tam ostatnio kończyliśmy spływ Pliszką (vide: post Pliszka , poniżej). 

Cóż: i mostek i samo jezioro Gądkowskie... się przepływa. Na końcu jeziora jest spiętrzenie, które spokojnie z rozpędu można pokonać w kajaku (ale trzeba zdecydowanie) - emocje gwarantowane. Zdjęcie niezbyt ostre , bo akurat trochę padało:




Dalsza część Pliszki JEST ZUPEŁNIE INNA. Płynie w głębokim korycie, często pojawiają się przeszkody w postaci zwalonych drzew:


nurt rzeki też robi się wyraźnie mocniejszy. Dzikość rzeki i otoczenia - bez zmian.
Pod wieczór pojawił się problem z miejscem na biwak, wysokie brzegi były często podmokłe, a dogodne i suche miejsca były dopiero na szczycie skarpy/zbocza, czyli kilkanaście metrów do góry! No, jest to niedogodność tego odcinka rzeki.

W końcu udało się znaleźć miejsce suche, płaskie, ale dość wysoko - nie byliśmy już o tej porze (po 19) wybredni:

Rankiem to co zostało do zrobienia, było trywialne: 2km spływania (już bez większych przeszkód/emocji) do pierwszego mostku w Sądowie. Tam telefon po transport i KONIEC Spływu


Spływ Pliszką szkicowo na mapie ze zaznaczeniem kolejnych dziennych odcinków:


© WG 07.2012