czwartek, 24 października 2013



 DRAWA IX 2013  - z wątkiem poligonowym


We wrześniu na spływie  spotykamy się po raz drugi - jako spływowa Piątka.

Pomysły, po poprzednim wrześniowym spływie, były różne na ten rok: powtórzyć Studnicę, przepłynąć dziewiczą Mołstowę, ale jednak z uwagi na odległość i pewność poziomu wody stanęło na Drawie.



Zpl.wikipedia.org - o samej DRAWIE:
Drawa (niem. Drage) – rzeka w północno-zachodniej Polsce o długości 185,9 km i powierzchni zlewni 3296,4 km²[1].

Rzeka przepływa przez następujące regiony fizycznogeograficzne: Pojezierze Drawskie, Równinę Drawską i częściowo Pojezierze Wałeckie i Kotlinę Gorzowską (u ujścia).


---


Z uwagi na długość rzeki i tylko  4 dni na spływanie, wybraliśmy górny odcinek od Jeziora Lubie do (być może) Bogdanki.


Rzeka jest od Bielska dość odległa, więc aby dojazd z południa nie stał się dla nas zbyt uciążliwy czasowo i kilometrażowo - znaleźliśmy wypożyczalnię w Drezdenku (www.podrawie.pl) - i w nocy wt/śr  byliśmy na miejscu. Szybki nocleg i rano nad jezioro Lubie, na start spływania.

Gdzie będziemy na tej   Drawie ....

... to zlokalizować można na poniższej mapie (dzieki: maps.google.pl):




[1 dzień - środa]

    Transport
z Drezdenka do pola namiotowego „Murzynka” nad j. Lubie. Pole namiotowe ładne, a jezioro duże i czyste. Woda jeszcze po wakacjach ciepła była :)

  

Znalezienie miejsca ujścia rzeki Drawy z jeziora nie do końca było proste, ale wspomaganie gps pomogło. Rzeka na początku dość szeroka, ale płytka (ok. 1m.) – na zakrętach przy pogłębieniach widać było dużą przejrzystość wody.

 
          

   Niestety pogoda była kiepska i tylko kwestią czasu było: kiedy solidnie się rozpada? No i po niecałych 2 godzinach się solidnie rozpadało. Z początku próbowaliśmy przeczekać deszcz pod drzewami, ale to było bez sensu. Szybko zdecydowaliśmy się na dziki biwak:
              

Odcinek cośmy pokonali był żałośnie krótki – zmeczenie podróżą i dołujący deszcz zrobiły swoje, a dopiero wieczorem zaczęło się rozpogadzać:


Natomiast ludzi w okolicy nie było (co się zgadza z mapą – tam poza lasem nic nie ma).


[2 dzień - czwartek]

 Wypoczęci wrócilismy na rzekę, pogoda była już znośna, czasem było widać błękit. Rzeka Drawa zaczęła pokazywać swoje uroki, dośc prosta co do przebiegu (niezbyt częste zakręty), szeroka na 4-5m w otoczeniu leśnym. No takie rzeki już widywaliśmy, ALE ALE: czystość i przejrzystość wody powalały! Na niektórych zakrętach było zdrowo ponad 2m głębokości, a dno cały czas było widać! Po prostu cudownie:
Do tej niespotykanej (zgodnie stwierdziliśmy na bazie własnych doświadczeń z innych rzek) czystości, jakby „w promocji” cały czas widoczne były ławice ryb uciekające  przed kajakami. Wrażenie było takie jakby się płyneło po wierzchu wielkiego akwarium. I tak przez cały dzień!

Po drodze minęliśmy zorganizowane całkiem urokliwe pole biwakowe – warte spędzenia całego dnia:
Cóż, ale my po poprzednim leniwym dniu musieliśmy zrobić spory odcinek, aby znaleźć się na terenach właściwego Poligonu Drawskiego. Przed nami ciągle do pokanania był most na drodze 175 z Kalisza Pomorskiego, mostek stanowiący granicę ścisłego  Poligonu. Sprawa możliwości wpłynięcia była o tyle niepewna, że płynąc słyszeliśmy odgłosy wozów pancernych i jakieś strzelania – czyli na poligonie coś się działo…

Swoją drogą warto pokazać jak się te tereny poligonowe na mapie mają do powyższej mapki naszego spływu Drawą, tutaj dobrze to widać (dzięki: wikimapia.org + podkłady Poligonu Drawskiego): 

Dystans pokonywaliśmy dość szybko, bo i rzeka była prosta i pojawiło się duże jezioro do przepłynięcia (j. Wielkie Dębno). Wreszcie na widoku ten most na drodze 175 i wypatrywanie Wartownika, który mógł nas zawrócić z powodu ćwiczeń na poligonie. Nikogo nie było – no to szybko żeśmy pod mostem przepłynęli.  Odgłosy z poligonu były „wyraźniejsze”, ale to działo się gdzieś  w oddali…
Po jakimś 1km rzeka się zwężyła i zobaczyliśmy most drewniany z zastanawiającym  napisem:
    
 
Pewnie na rodzinnym spływie byśmy się zastanowili, zważywszy i ten napis i stale słyszane odgłosy z Poligonu. Jednakże dla takich chwil warto żyć!

W końcu dopłynęliśmy, z terenów ściśle leśnych Drawa się trochę poszerzyła (z mapy wynika, że to jezioro Zły Łęg) i zobaczyliśmy tereny odkryte, porozjeżdżane  przez pojazdy z gąsienicami. Sam teren wokół Drawy stał się mocno pagórkowaty - po prawej stronie na szczycie wzgórka zauważyliśmy wybetonowane gniazdo obserwacyjne.  Sami dopowiedzieliśmy sobie, że  do obserwowania operacji przepraw...

Tuż za tym widowiskowym miejscem, była niewielka polana z łatwym zejściem do wody. Zostaliśmy.
              

No cóż - kumulacja wrażeń. Zapisujemy te wspomnienia z Drawy, bo może kiedyś coś zapomnimy. Z tego miejsca raczej nic nie zapomnimy. Niesamowite miejsce.

              

To była kumulacja wrażeń, ale też moment kulminacyjny spływu: z tyłu właściwy ogromny pas ćwiczeń taktycznych, przed nami rozlewisko Drawy, obok gniazdo obserwacyjne na wzgórzu, a w oddali odgłosy czynnego poligonu...

Panorama na skraj poligonu właściwego robiła wrażenie:


i jeszcze jak to jest na mapie (dzięki: maps.google.pl):

Żal odpływać. To ewidentnie miejsce na pozostanie na cały jeden dzień - bez spływania.

[3 dzień - piątek]

 Nie tak wcześnie z rana, no bo i po co się z takiego miejsca ruszać, się zebraliśmy na dalszą drogę.

Około 1 km dalej, po prawej znaleźliśmy odpływ Drawy. Zaczyna się to od żółto malowanej tamy, a za nią most leśny betonowy (tak na 30 ton - i nawet miał nazwę "most łowicki"):

 Uprzedzając fakty, okazało się że ten odpływ w prawo Drawą, to odnoga bardzo rzadko wybierana, większość wybiera płynięcie na wprost, przez zespół jezior.  Obie odnogi łączą się za ładnych parę kilometrów w okolicach wsi Prostynia.

Wybraliśmy tą odnogę (oryginalne koryto Drawy, z którego większość wody zabrano na "szlak jeziorny" ) - i łatwo nie było. Wody dużo mniej, często koryto zarośnięte trzcinami:
              

lecz charakter rzeki zmuszał do aktywności, zaczęły się przeszkody na rzece:


Jak dla nas - było to dobre urozmaicenie przebiegu rzeki, dotąd akurat takiej Drawy jeszcze nie widzieliśmy. Trudności i odmienność rzeki powodowały, że zaczeliśmy się zastanawiać czy dobrze płyniemy, no i gdzie podziała się ta woda?

Dla mnie było tam - to stale powtarzane - po prostu pięknie
              

To, że było trudno, przeszkody i mało wody powodowały, iż pokonywany dystans był bardzo mizerny. Smutno  nie było, bo zaczeliśmy wciągać w zbieranie grzybów! Jakby dotąd atrakcji na Drawie było mało. A grzyby naprawdę były solidne i rosły wprost na skarpach rzeki:
              
Same prawdziwki!

   Po 7 godzinach spływania - a zaczeliśmy się już trochę spieszyć - dopłyneliśmy do dużego drewnianego mostu niedaleko Prostyni. To most nadal w terenie poligonu, więc jego charakter oraz otoczenie były jedyne w swoim rodzaju. Dla mnie bombowy (bez podtekstów) biwak. Tam zostaliśmy na noc.
              



[4 dzień - sobota]


Czułem i wieczorem, i rano tym bardziej, że to co najlepsze się kończy. I owszem, powoli dopływając do wsi Prostyni zostawialiśmy w tyle tereny poligonowe, ale pojawiło się duże rozlewisko i pięknie było nadal:


              


Wreszcie obie odnogi (jeziorna i ta którą płyneliśmy) się połączyły i po minięciu wsi Prostynia, po prawej stronie wyrósł kultowy (naprawdę staram się nie nadużywać tego słowa) "Bar nad Drawą".


I cóż, podobnie jak z biwakiem pod stanowiskiem obserwacyjnym na poligonie - pozostaje mi napisać: najpiękniejsze są w życiu chwile. Kto był to wie... Główną Klientelą tego baru są żołnierze z poligonu, akurat jak my byliśmy nikogo innego nie było.

Zaraz potem na Drawie jest znak 18km do Drawna. Nasz plan, mocno zmodyfikowany, zakladał dopłynięcie do wsi Rościn. To ok. 8km spływania. No i się nam udało - szybko poszło, most był:


i to niestety był koniec naszego spływania w tym roku po Drawie. Trochę krócej niż planowaliśmy, ale zupełnie niczego nie załujemy. Ani trochę.




       
[Podsumowanie]

 
   Dla mnie  rzeka niezwykła.... na pewno do kilkukrotnego odwiedzenia...









© WG 2013 +
©foto: DZ, KR









wtorek, 16 lipca 2013

Rodzinny spływ Korytnicą - VII 2013







Rodzinny spływ Korytnicą – VII 2013

No i znowu spływ :)
Jak na dotychczasowe spływy, ten był naprawdę długi- termin od 3 do 8 lipca czystego spływania. To 6 dni!

Korytnica jako rzeka to ciekawa opcja na spływanie, wchodzi w lasy Puszczy Drawskiej, a jednocześnie nie jest objęta ścisłą ochroną Parku Narodowego. Styk z Drawieńskim Parkiem Narodowym ma dopiero przy ujściu do Drawy w Bodgance.

Na mapce szkicowo wygląda to tak (dzieki maps.google):



Zaczęliśmy w Starej Korytnicy w stanicy wodnej jednej z wypożyczalni (Mati - obsługa ujdzie, kajaki ok). Rzeka nie jest specjalnie okazała na starcie, ale już po dnie się nie harata: 



Długość rzeki do ujścia to trochę ponad 30km - więc tempa nie musieliśmy sobie narzucać, wiadomo: dzieci i wakacje, no i ogólny luz. Rzeka się dostosowała...




Rzeka na pierwszych kilometrach była urokliwa, ale całkiem kajakowo ciekawa: kilka wąskich zakrętów i spore bystrze:

Po kilku kilometrach pojawiło się jezioro Studzienniczne,


a zaraz potem (jezioro naprawdę niewielkie, lecz po lewej ukryte w trzcinach ładne miejsca do kąpieli) szukaliśmy miejsca na biwak. Pod wiaduktem kolejowym znaleźliśmy miejsce:


Wiadukt - na prawo od namiotów - był czynny, lecz jeździł skład mini, trochę hałasu, dodatkowe ciekawostki dla Dzieci. Miejsce ujdzie, wzięliśmy je trochę z musu, bo robiło się mocno popołudniu... 


Jeśli nie liczyć wiaduktu było urokliwie (jak obok na zdjęciu), co więcej w tych okolicach są piękne łęgi z wiązami!!! Wreszcie były wiązy!.




----------------------------------------------------------------------------------
Następny dzień zaczął się dość nieciekawie: pojawiła się Straż Leśna w ramach patrolu. Legitymowanie, pouczenie o zakazie takiego biwakowania, poinformowanie o konieczności korzystania z oficjalnych miejsc biwakowych. Tragedia.

Pływam na kajakach nieprzerwanie już od kilkunastu lat, taka sytuacja trafiła nam się po raz pierwszy, niestety wiem, że taka kontrola/najazd to efekt polskiego prawodawstwa w zakresie korzystania z Natury. Jednak NADAL będziemy z naszej polskiej przyrody korzystać w taki sam sposób (tj. znacząco odpowiedzialny jak mi się wydaje - pod kątem uszanowania lasu, zieleni itp). Jeśli takie kontrole zaczną skutkować mandatami to będzie dla mnie TRAGEDIA - pozostanie chyba tylko Skandynawia.

Cieszę się, że moje dzieci jak dotąd, sporo naturalnego bycia w dzikich ostępach już doświadczyły, widzą też jak w tych dzikich okolicznościach trzeba się zachować,  jakie środki ostrożności z ogniem trzeba zachować... Tego Nam nikt już nie zabierze.
------------------------------------------------------------------------------------

    Drugi dzień poza porannym incydentem, z którego wyciągnęliśmy konstruktywne wnioski jak unikać nalotów Straży Leśnej, był już całkiem spokojny.
   Cel - to 2 biwak na jeziorze Korytnica (vel Nowa Korytnica). Kilka kilometrów i po prawej stronie jeziora jest kamping leśny - oficjalny i legalny, a do tego całkiem sympatyczny. Rachityczny pomost nad jezioro - jak dla mnie - kultowy. Dla tego pomościku zostałbym jeszcze jeden dzień:



Wielkim plusem pola było to, że poza nami nikogo nie było. Pewne udogodnienia w postaci ławek były i życie ułatwiały:


Paradoksalnie Straży Leśnej na tym biwaku nie spotkaliśmy. Na tym polu namiotowym poczułem, że poza spływem jestem też po prostu na Wakacjach.

Następny, trzeci już dzień spływu, to podążanie w stronę Bogdanki, ale tak aby się jeszcze z Drawą jeszcze nie spotkać, a biwak - biwak ma być bez Straży Leśnej. I taki biwak był wieczorem:



wnoszenie z rzeki na wysoki brzeg kajaków było utrudnieniem, ale mieliśmy sucho i wybitnie ustronnie. A do tego jeszcze to zielone zejście do wody:


dno pieszczysto-kamieniste, woda czysta i niezbyt zimna. Znowu "...poczułem, że poza spływem jestem też po prostu na Wakacjach."

W następny dzień mieliśmy do zrobienia dystans spływu (w sensie że najdłuższy) - był to dzień Sobota. Na rzece Korytnicy zauważalnie wzrosła ilość kajakarzy (w poprzednie dni poza wędkarzami i jednym spływem - nikogo nie było).

Musieliśmy zrobić odcinek do biwaku na Drawie w Sitnicy - Gość z wypożyczalni ostrzegł nas, że sobota na Bogdance to masakra.

Zaraz po starcie dopłynęliśmy do oficjalnego biwaku "Sówka" - dobrze, że spaliśmy tam gdzie spaliśmy,bo to był przedsmak tego co nas czeka w Bodgance. Swoją drogą w sensie oficjalnym/przepisów jest się skazanym na takie noclegowe miejsca. Może dla zmotoryzowanych jest to frajda, ale płynąc kajakiem, z całym dobytkiem, często cały dzień poza cywilizacją - to spotkanie wieczorem z takim miejscem to po prostu mocny dysonans. Czar pryska.

A rzeka cały czas urokliwa, bez bystrz, dość spokojna, z pojedynczymi przeszkodami :


Niedługo potem dopłynęliśmy do Bogdanki. No cóż, nawet jakby Gość z wypożyczalni nas nie ostrzegł - widok wielkiego pola namiotowego, prawie pełnego, powiedziałby nam to samo. Najmłodszy Uczestnik  4-letni Stasio spytał "Tatuś to było takie wesołe miasteczko?"... Zdjęć nie będzie, za to pokazała nam się Drawa, szersza, lecz nie mniej od Korytnicy wartka i na pewno głębsza:



Cóż, Drawa jest dużo szersza, ...głębsza, ale też na pewno mocno uczęszczana. Piękna jest i pięknie musi się nią spływać kiedy ruchu nie ma (Gość z wypożyczalni mówił, że np. we wrześniu jest już pusto... ).

Na Drawie - jako że na tym odcinku przepływa przez Park Narodowy - noclegi są ściśle określone/wyznaczone. My spaliśmy na Sitnicy (kilka km Drawą za Bogdanką), odnosząc to miejsce np. do Bogdanki - to naprawdę warto. Można było znaleźć spokojne miejsce na namiot, a i ludzie spokojniejsi.

Koniec spływu w kolejnym biwakowisku wyznaczonym w Parku DPN, czyli w Pstrągu.

2013WG

niedziela, 19 maja 2013

Już za chwileczkę...Łupawa...

Łupawa 2013!

Dzisiaj niedziela a już we wtorek jazda na północ - pod Gdańsk.

Trochę przygotowań zrobionych, taki wymierny przykład to przody naszych koszulek- wyglądają dumnie:




oby duma pozostała po spływie :)

Zbierając koordynaty GPS do zwykłych map z google maps, w trybie "streetview" spojrzałem dość przypadkowo na widok na Łupawę z mostku drogi 212 (pod Kozinem). No smacznie wygląda:


i niby taka spokojna...

poniedziałek, 6 maja 2013

Sezon 2013 na kajakach - rozpoczęty!

Trochę późno na rozpoczynanie 1 spływu dopiero w maju, ale postęp jest, bo na miejscu startu - w Swornychgaciach - byliśmy już 29 kwietnia.

Rzeka na majowy rodzinny spływ 2013 to połączenie rzeki Białej z Czernicą i jeśli czas pozwoli fragmentu Gwdy.
---
A skrótowo - jak wyszło :

- płynęliśmy od 30.04 wtorek do 04.05 sobota,

- dopłynęliśmy do rz.Gwdy (do Węgorzewa -elektrowni),

- pogoda świetna, rzeka w sam raz dla rodzinnego spływania (niezbyt trudna, kilka przeszkód było - ale raczej jako urozmaicenie...),

- okolice  rzeki raczej dzikie, a z pewnością te leśne fragmenty,

- jedyna uwaga: za Czarnem - tak 1-1,5km niestety jest trochę nieczysto i smrodliwie, lecz potem znowu warto płynąć Czernicą aż do Gwdy!

mapkowo (za google):



... a fotografie z rzeki:

1 dzień tuż za jeziorem Białym


początek leśnych terenów przed wsią Bielica

leśny biwak za wsią Bielica
następny dzień spływu


ciekawy  biwak przed wsią Dzików:

a tu ostatni nocleg już za Czarnem:

i na koniec pole namiotowe w Sworach u p. Piotra:


05.2013 WG