środa, 6 lipca 2011
Pliszka 2011 - opis na skróty
14 czerwca
Wyjazd ze Sląska po 18. Spotkanie za Gliwicami obu aut - jazda A4 aż za Legnicę.
Trochę za Legnicą się drogi autom rozminęły - w efekcie : Auto Ani w Kosobudkach koło mostu było 23, a samochód Szymka trochę po 24.
15 czerwca -środa
Rano dość wcześnie zbieranie się - przynajmniej części po to, aby koło 10 być po kajaki w Cybince (no i zostawić auta). Kossobudki to ładna osada i delikatnie mówiąc bardzo ustronna - 3,4 zabudowania i krzyżówka piaszczystych dróg. Cywilizacja, ale ładnie wkomponowana w dolinę rzeki. Rzeka przy moście wyglądała na wystarczająco głęboką do spływania.
Dojazd do najbliższej wsi Dobrosułów z asfaltem to 10km polną drogą - emocje były...
Kajaki w końcu z Cybinki dowieźliśmy - no i zaczął się spływ. Szybko jednak stwierdzono, że to raczej "schód" , bo więcej ciągnęliśmy kajaki. Po prostu b. płytko. Okolice oczywiście dzikie!
Brzegi były dość podmokłe - znalezienie biwaku nie było takie oczywiste - a zmęczenie dziwnym spływaniem narastało. Nasze oczekiwania - co do miejsca na namioty - były skromne. Miejsce mocno ustronne i zasłonięte udało się znaleźć. Nie było zabagnione.
Rano czekało nas dopłynięcie do mostu/młyna pod Drzewcami - ok. 1km.
16 czerwca -czwartek
Rano jeszcze trochę kajaki ciągnęlismy, jakieś 200/300 metrów. Potem zrobiło się głębiej i nieruchomo co do nurtu. Pojawił się zalew i mostek, prawdopodobnie kiedyś był tutaj młyn, bo pozostałości budowli nad rzeką były spore. Przenóska spora i niewygodna,
ale rzeka zrobiła się odrobinę głębsza - ciągłe szuranie po dnie ustało.
Dość dużo czasu zajęło nam wpłynięcie na wielką bagienną łąkę - na niej rzeka mocno meandrowała i za bardzo noclegu się dało się po prostu znaleźć. A teren piękny... Warto było czekać i szukać po pod koniec polany dostaliśmy się na miejsce, gdzie wystarczyło staranować ok 3m trzcin, a później był kawałek skarpy i ładny piaszczysty wzgórek. Okropnie ładnie tam było - całą tą podmokłą polanę o szerokości ponad 1km mieliśmy na czołowej panoramie.
No, w takim miejscu żal nie być. Zostaliśmy i biwakowaliśmy.
Gdyby kiedyś nasz spływ był na tyle długi , że można by wygospodarować 1 dzień wolny od spływania - to właśnie w takim miejscu chciałbym go mieć.
17 czerwiec - piątek
Nie za wcześnie z rana rzuszyliśmy, rzeka już głęboka. Tuż przed mostem we wsi Pliszka, na niby spokojnym odcinku, podczas pokonywania przeszkody typu kłoda olchy - kajak Szymona i Marka robił go spodem. Kłoda się ruszyła na podparciu na brzegu i przycisnęła Szymona jak się przeciskał z kajakiem. Należy tu dodać moją "niemądrość", bo do poruszenia kłody olchowej mocno się kajakiem przysłużyłem - po prostu drugim brzegiem robiłem pokonanie kłody - ale górą. Swoje dołożyłem - nigdy takiego numeru nie zrobię.
Na szczęście Szymon poza siniakami nic trwałego nie zaliczył ..uff...
Podczas pomagania, a raczej prób pomagania Szymonowi wyszła podstępność Pliszki - brzegi podbagnione i zero zaparcia żeby coś podnieść, odsunąć. Błota na ponad 1,5m głębokości.
Potem zaraz za mostem przenóska przy hodowli pstrąga.
Po chwilowych zaburzeniach z czystością, rzeka zrobiła się bardzo urokliwa, nie było już najmniejszych problemów z głębokością rzeki - może było już nawet pół wiosła do dna.
Wiedzieliśmy, że przed nami jezioro Ratno, niewielkie o ok. 1 km szerokości, ale zupełnie bez zabudowań - tylko las.
No i w końcu dopłynęliśmy, lecz sam "wjazd" na jezioro to odrębna historia: niezbyt wysokie trzciny tworzyły z rzeką wąski i bardzo kręty tunel, po bokach szeroko niskiej zieleni. Zakręty i zakręty - a jezioro już się czuło...
Na zdjęciu było to jakoś tak:
a na filmie trochę więcej emocji:
Film - wpływanie na jezioro Ratno.
Na jeziorze było tak jak się spodziewałem - ciekawe czy są jeszcze takie jeziorka dostępne z kajaka/spływu na Mazurach. Biwak był niedaleko na podwyższonym brzegu - w sosnowym lesie. Sucho - pomost - miejsce na namioty. Jedyne co szwankowało to zarastanie jeziora roślinnością - kąpanie jest utrudnione. Pomosty to raczej dla wędkarzy.
No w każdym razie - biwak/nocleg/poranek świetne. Szkoda, że to ostatki na spływie.
Na następny dzień zostało niewiele - tylko do mostu pod Gądkowem Wielkim - na początku jeziora Wielickiego.
18 czerwca -piątek
Rano poprawiliśmy sobie humory - i ruszyliśmy na spotkanie mostu pod Gądkowem, przepłynęliśmy dośc szybko jezioro, które znowu prezentowało się pięknie i dziewiczo:
A potem i to dość szybko: most kolejowy, no i właściwy most tuż przed wypłynięciem na jezioro Wielickie. Koniec spływu i czekanie na zabranie kajaków.
Podsumowanie
Zrobiliśmy nie za wiele, podczas tych 4 dni spływu - trochę tłumaczy nas zbyt płytki początkowy odcinek od Kosobudek. Powinno się, przy tym stanie wody zaczynać od mostu przy Drzewcach - a tak zrobiliśmy ok. połowę ze wstępnego bardzo szacunkowego planu:
Rzeka jest urokliwa, ustronna - biwaki, jak trochę poszukać (bo gotowych nie ma żadnych) też są urokliwe i ustronne... oby przed nami były jeszcze następne takie rzeki.
I w skrócie to by było na tyle... - prawie, bo jeszcze tradycyjne zdjęcie Grupowe:
© WG 2011 + ©foto: DZ, WS
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz